Ten post dedykuje dla mojego jebanego slodziaczka, ktory mnie dzisiaj meczyl zebym cos napisala. Wiec pisze!
Nie moge powiedziec ze mam tak okropnie w zyciu. W koncu mam przyjaciol, siostry, rodzine, Keviny. Zyc nie umierac. Ale zaraz zaraz! Siostry sie wyprowadzily, z rodzina najlepiej na zdjeciach, Keviny same wpadaja pod samochody (martwe kochane gluptasy <3 ). A z przyjaciolmi? Lepiej....
Nie mowic! Badz co badz mam pare przyjaciol, ale czasem myslac o tych wszystkich problemach i dylematach, ktore przez nich mam to dochodze do wniosku ze samotnicy maja raj. Ten sie o cos fochnie. Wiecie o co chodzi.
,,FOCH FOREVER NA 5 MINUT Z PRZYTUPEM TRZASNIECIEM DRZWIAMI I MELODYJKA"
W klasie mamy (a raczej chyba mialysmy :/ ) taka grupke. Gdybysmy byly zespolem nazywalybysmy sie ,,ASIA BAND". Jestem tam ja, Asia no i Jebany Slodziaczek. Aska ma fiola na punkcie takiego paszteta z 2 klasy. Wabi sie Arek. ,,Arek to Arek tam to". RZYGAC MI SIE CHCE. Ale wracajac do tematu to w 2 semestrze doszla Majeczka.
I wtedy zaczelo sie pieklo.
Jako cala klasa jestesmy bardzo zgrani i ze soba trzymamy. Ale ona nie mogla tego ogarnac i probowala jakas laske sobie wziasc i miec tylko dla siebie. ( chodzilam z nia do podstawowki -_- ) Przez to wszystkie dziewczyny w klasie ja znielubily. Prawie wszytkie. Zostala Asia. Przylepila sie do niej i takie wielkie przyjacioleczki. Kupa.
No i my z Jebanym Slodziaczkiem jestesmy zazdrosne. Tym bardziej ze Maja ma na nia zly wplyw.
I wlasnie w tym momencie doszlam do wniosku: po co sie spinac? Nie lepiej miec wyjebane i traktowac Mai jak powietrze?